Dziecko z autyzmem- szczęście czy wyrok?


Autyzm- diagnoza mnie zabiła.
Zawsze wiedziałam, że moja córka jest inna, ale myślałam, że to dlatego, że wychowywała się bez ojca. Dlatego, że byłam nadopiekuńcza, że chciałam dla niej wszystkiego co najlepsze. Od kiedy pamiętam była zawsze bardzo spokojna. Potrafiła cały dzień bawić się jedną zabawką i gdybym jej nie podała posiłku to chyba by nie upomniała się o niego.
Kiedy była mała, nie myślałam, że coś jest nie tak. Dziecko jak dziecko. Bardziej spokojne, poukładane. Nie chciała jeść wszystkiego, ale myślałam, że wyrośnie z tego.
Pierwszym sygnałem było jedzenie około 2 roku życia. Nagle przestała jeść wszystko i jadła tylko potrawy o określonej strukturze i smaku. Wtedy poszłam z nią do lekarza w Polsce.
Lekarz powiedział mi, że dzieci tak mają i organizm sam sobie reguluje czego mu trzeba, a czego nie.
Gdybym wtedy nie dała się uśpić, dziś po 13 latach była bym mądrzejsza, pewnie po terapii, która by nas nauczyła jak z tym żyć.
Niestety kolejny sygnał mówienie. Moja córka wymawiała poszczególne wyrazy do 2 roku życia. Wtedy też instynktownie wyczułam, że coś jest nie tak. Dzieci moich koleżanek już dawno gadały jak stare a moja córka tylko "daj" , "to", "nie", "tak", "chciem". Poszłyśmy do specjalisty. Diagnoza była, że wszystko jest okey i logopeda będzie z nią ćwiczył jak pójdzie do szkoły.
Nie jestem lekarzem, nie odważyłam się podważyć opinii specjalistów.
Dziecko rosło normalnie. Może tylko była zbyt wrażliwa na światło, smak, zapach, odgłosy. W samochodzie musiałam ściszać radio, w domu telewizor, że prawie nic nie słyszałam. Cała reszta była raczej normalna. Gotowałam tylko to co chciała jeść i czekałam, aż organizm sam zacznie regulować. Tak jak nam zasugerował Pan doctor.
Dziś wiem, że od pierwszej chwili mogłyśmy już tyle zrobić. Teraz to też jest możliwe, ale jak trudno żyć dziecku, które jako nastolatek dowiaduje się, że jest chore.
Teraz jak sobie pomyślę, że jej głupi ojciec na siłę uczył ją jeździć na rowerze, kiedy miała 3 lata, bo w połowie holenderka musi to umieć. Kiedy tak strasznie płakała, że nie chce i wzrokiem prosiła mnie o pomoc. Kiedy próbowałam mu tłumaczyć, że nic na siłę i że ona tego nie chce. Kiedy patrzył na mnie jak na wariatkę, która wyolbrzymia wszystko, a on jako ojciec ma swoje prawa.
Wtedy po raz któryś miałam ochotę go zabić. Tylko świadomość, że pójdę siedzieć za idiotę na 25 lat i moja córka będzie musiała zamieszkać z nim i jego żoną powstrzymywała mnie przed tym.
Wtedy po raz któryś dziękowałam Bogu, a właściwie jego 16 młodszej żonie, że nie musimy z nim być na codzień. Te wizyty weekendowe są do zniesienia i damy radę.
Boże gdzie ja miałam oczy. Jak głupi jest zakochany człowiek i jak niewiele widzi. Że miłość jest ślepa i nie tylko w przenośni.


Kiedy nas zostawił myślałam, że to koniec mojego życia. Sama z dzieckiem, bez pracy i bez domu. Czy mogło być gorzej? Wtedy nie wiedziałam, że to dopiero początek fatalnych niespodzianek. 
Kiedy byliśmy razem myślałam, że to już do końca życia. Boże jaka naiwna byłam. 
Z jakiegoś powodu nie zgodziłam się na ślub. Nie wiem, co myślałam wtedy. Odruchowo powiedziałam, nie, jest dobrze jak jest. Po co to psuć. Dla mnie ślub był tylko papierkiem i nie wiem czemu zawsze myślałam, że psuje najfajniejsze związki. 
Teraz wiem, że gdybym się zgodziła miałybyśmy prawo do domu, do czegokolwiek a tak zostałam z 1,5 rocznym dzieckiem i walizką na ulicy w obcym kraju. Wracam do Polski. Nie przyjęłam pomocy ludzi z mojej pracy. Chcieli mi pomóc wynająć mieszkanie. Namawiali żebyśmy zostały w Holandii. Nie mogłam sobie wyobrazić, życia z małym dzieckiem bez rodziny i przyjaciół. Decyzja była nieodwracalna. Wracam!
No więc jestem. Z walizką, dzieckiem na ręku stoję przed drzwiami moich rodziców. Dzięki Bogu, że ich mam. A gdyby nie, to chyba karton pod mostem. 
A miało być tak pięknie. Nosił mi kwiaty, kupował prezenty. Dbał o mnie do momentu ciąży. Wspólnie zdecydowaliśmy się na dziecko i co lepsze przez kilka miesięcy nic nie wychodziło. Już myślałam, że to ja nie mogę mieć dzieci. W wieku 19 lat wylądowałam w szpitalu i lekarze stwierdzili, że zajście w ciąże będzie dużym wyzwaniem dla mojego organizmu.
I po kilku miesiącach gdy juz miałam się umówić do lekarza poczułam, że jestem w ciąży. 
Akurat byłam w Polsce i spotkałam się z koleżankami z ogólniaka. 
Nagle wstałam, ubrałam buty i poleciałam do apteki. Mimo, że dziewczyny mówiły mi, że może lepiej zrobić test rano, zrobiłam i tak jestem w ciąży.
Od początku wiedziałam, że to będzie dziewczynka. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale wiedziałam. Czułam to. 
Od początku ciąży kupowałam różowe ubranka. Cały czas mam w głowie moją mamę, która mówiła: Zwariowałaś!! Tego się nie czuje. Urodzi się chłopiec i będzie wyglądał jak pedał w tym różu.
A ja wiedziałam. Nawet nie szukałam imienia dla chłopca, bo nie było sensu. 
Na badaniu USG kiedy lekarz zapytał, czy chce poznać płeć, powiedziałam, że znam. Zapytał czy juz byłam gdzieś na USG i mi powiedziano. Nie, wiem bo to czuję. Wtedy patrząc w monitor potwierdził. Dziewczynka. 
Już wtedy zaczęły się dziwne, niewyjaśnione sytuacje. 
Nikt mi nie wierzył. Wszyscy mówili, że lekarz mi powiedział na USG dlatego znam płeć. 

Moja ciąża, to było 9 miesięcy bólu, płaczu i upokorzeń. Do dziś, za każdym razem jak widzę kobietę w ciąży płacze i mam nadzieję, że dla niej to najpiękniejsze 9 miesięcy w życiu. 
Teraz czasami myślę sobie, że autyzm jest genetyczny, ale może to moje małe dzieciątko czuło co się ze mną dzieje. Że może przez ten straszny dla mnie okres ciąży zachorowała. Może, czuła i dlatego. 
Rozmawiałam z psychiatrą i niby to nie jest przyczyna. A ja jednak jakoś wewnętrznie czuję, że to moja wina. Że może kiedy w 6 miesiącu zemdlałam i uderzyłam prawą częścią brzucha? Może wtedy coś się uszkodziło ? Wylądowałam natychmiast w szpitalu. Niby wszystko sprawdzili, niby wszystko było dobrze, niby dziecku nic się nie stało, a jednak do porodu mnie nie wypuścili już ze szpitala. Do końca leżałam na patologii ciąży. Śmieszne, że z patologicznego związku trafiłam na patologię ciąży. A to przecież nie ja i moje dziecko byłyśmy patologiczne. To jej chory ojciec doprowadził do tego wszystkiego. 
Stwierdzenie "patologiczna rodzina" padło raz jeszcze kilka lat później, kiedy w sądzie w Polsce próbował mi odebrać córkę. Al o tym innym razem....................


Komentarze